czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 3 - Po drugiej stronie

Wielkie, wiecznie radosne oczy.
Złote włosy przywołujące na myśl słoneczny blask, oraz równie promienisty uśmiech.
Głos, którego wesołe brzmienie od razu poprawia nastrój.
Niewątpliwie te epitety pasują do młodego chłopaka, który raźnie przemierzał korytarze żeńskiego oddziału w poszukiwaniu ukochanej. Nawet, jeśli nie zwracała na niego zbytniej uwagi, tak jak na resztę adoratorów. Zresztą on był w podobnej sytuacji - wyraźnie czuł na sobie spojrzenia mijanych dziewczyn. On jednak był na zabój zauroczony w znanej wszystkim w męskim oddziale piękności, ona za miłością się nie oglądała. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, gdy po raz kolejny obdarzyła go krótkim spojrzeniem lodowo błękitnych oczu, rzuciła słowa przywitania i odwróciła się tyłem, dając do zrozumienia, że chce wrócić do swoich spraw. Blondyn, mimo, iż doskonale wiedział o nieukrywanym spławieniu go, uśmiechnął się do dziewczyny, a nawet pomachał, po czym zawrócił. Sam jej widok napełniał serce chłopaka niezwykle przyjemnym ciepłem, które blokowało bijący z arktycznego wzroku chłód. Nawet cień uśmiechu na delikatnych ustach wybranki, które mógłby całować bez przerwy, był tylko grzecznością, mającą na celu lekkie stłumienie ignorowania przybysza. Nie obchodziło go to. W swej pewności siebie, powstałej w wyniku zazdrosnych spojrzeń innych pań kierowanych do pięknej Królowej Śniegu, miał wielką nadzieję, że kiedyś przebije się przez warstwę lodu i zdobędzie zamarzłe serce, które na nowo rozgrzeje.
Westchnął cicho, przywołując w myślach obraz ukochanej, szybko zdmuchnięty przez jeszcze zimniejszy od jej wzroku, a dodatkowo przerażający głos przełożonego.
- Panie Knox, spóźnił się pan. Znowu. - Spears poprawił okulary, mierząc blondyna zabójczym dla każdego nowicjusza spojrzeniem.
- Tak, tak, przepraszam, ale przecież wie pan, że to jedyny moment, bym mógł...
- Przemknąć do żeńskiego bloku i męczyć Bogu winne kobiety? Zlituj się, panie Knox, nad moimi nerwami.
- Ale...! - Nieudolnie próbował się bronić, nerwowo machając rękami. - Oh, bo pan nigdy nie był zakochany! - Burknął pod nosem, a ton jego głosu wskazywał na częste u niego fochy.
- Shinigami mają sprawdzać i zbierać dusze, a nie bawić się w miłostki. Są one całkowicie zbędne. - To mówiąc jak zwykle beznamiętnym głosem, podał podwładnemu listę nazwisk zmarłych.
Młody Żniwiarz już nic nie dopowiadał, wiedząc, że w tym temacie z Inspektorem nie wygra. Znaną wszystkim zasadą było zachowanie obojętności wobec wszystkiego i wszystkich. Przecież jednak był w wieku, w którym płeć przeciwna jest najważniejsza dla złaknionego uczuć serca. Może kiedyś będzie wyprany z emocji jak znacznie starszy brunet, a może, biorąc za przykład czerwonowłosego adoratora Spearsa, nie. Czas pokaże, mruknął pod nosem, odprowadzając wzrokiem Williama, który najwidoczniej tym razem wybierał się na ważniejszą misję, lub po prostu wracał do gabinetu, by ponownie tracić wiele godzin na wypełnianiu dokumentów. Blondyn pochylił się nad listą, z żałosnym westchnieniem stwierdzając, iż szybko zadania nie ukończy. Udał się do depozytu po Kosę, by później wyruszyć na mozolne żniwa.

*********************************************************************************************************************************

Dodaję tylko po to, by dać znak życia i pokazać, że blog nie został opuszczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz