Wielkie, wiecznie radosne oczy.
Złote włosy przywołujące na myśl słoneczny blask, oraz równie promienisty uśmiech.
Głos, którego wesołe brzmienie od razu poprawia nastrój.
Niewątpliwie te epitety pasują do młodego chłopaka, który raźnie przemierzał korytarze żeńskiego oddziału w poszukiwaniu ukochanej. Nawet, jeśli nie zwracała na niego zbytniej uwagi, tak jak na resztę adoratorów. Zresztą on był w podobnej sytuacji - wyraźnie czuł na sobie spojrzenia mijanych dziewczyn. On jednak był na zabój zauroczony w znanej wszystkim w męskim oddziale piękności, ona za miłością się nie oglądała. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, gdy po raz kolejny obdarzyła go krótkim spojrzeniem lodowo błękitnych oczu, rzuciła słowa przywitania i odwróciła się tyłem, dając do zrozumienia, że chce wrócić do swoich spraw. Blondyn, mimo, iż doskonale wiedział o nieukrywanym spławieniu go, uśmiechnął się do dziewczyny, a nawet pomachał, po czym zawrócił. Sam jej widok napełniał serce chłopaka niezwykle przyjemnym ciepłem, które blokowało bijący z arktycznego wzroku chłód. Nawet cień uśmiechu na delikatnych ustach wybranki, które mógłby całować bez przerwy, był tylko grzecznością, mającą na celu lekkie stłumienie ignorowania przybysza. Nie obchodziło go to. W swej pewności siebie, powstałej w wyniku zazdrosnych spojrzeń innych pań kierowanych do pięknej Królowej Śniegu, miał wielką nadzieję, że kiedyś przebije się przez warstwę lodu i zdobędzie zamarzłe serce, które na nowo rozgrzeje.
Westchnął cicho, przywołując w myślach obraz ukochanej, szybko zdmuchnięty przez jeszcze zimniejszy od jej wzroku, a dodatkowo przerażający głos przełożonego.
- Panie Knox, spóźnił się pan. Znowu. - Spears poprawił okulary, mierząc blondyna zabójczym dla każdego nowicjusza spojrzeniem.
- Tak, tak, przepraszam, ale przecież wie pan, że to jedyny moment, bym mógł...
- Przemknąć do żeńskiego bloku i męczyć Bogu winne kobiety? Zlituj się, panie Knox, nad moimi nerwami.
- Ale...! - Nieudolnie próbował się bronić, nerwowo machając rękami. - Oh, bo pan nigdy nie był zakochany! - Burknął pod nosem, a ton jego głosu wskazywał na częste u niego fochy.
- Shinigami mają sprawdzać i zbierać dusze, a nie bawić się w miłostki. Są one całkowicie zbędne. - To mówiąc jak zwykle beznamiętnym głosem, podał podwładnemu listę nazwisk zmarłych.
Młody Żniwiarz już nic nie dopowiadał, wiedząc, że w tym temacie z Inspektorem nie wygra. Znaną wszystkim zasadą było zachowanie obojętności wobec wszystkiego i wszystkich. Przecież jednak był w wieku, w którym płeć przeciwna jest najważniejsza dla złaknionego uczuć serca. Może kiedyś będzie wyprany z emocji jak znacznie starszy brunet, a może, biorąc za przykład czerwonowłosego adoratora Spearsa, nie. Czas pokaże, mruknął pod nosem, odprowadzając wzrokiem Williama, który najwidoczniej tym razem wybierał się na ważniejszą misję, lub po prostu wracał do gabinetu, by ponownie tracić wiele godzin na wypełnianiu dokumentów. Blondyn pochylił się nad listą, z żałosnym westchnieniem stwierdzając, iż szybko zadania nie ukończy. Udał się do depozytu po Kosę, by później wyruszyć na mozolne żniwa.
*********************************************************************************************************************************
Dodaję tylko po to, by dać znak życia i pokazać, że blog nie został opuszczony.
czwartek, 24 lipca 2014
piątek, 4 kwietnia 2014
Cinematic record Grella, czyli krótkie opowiadanie Kastiela.
Konbanwa~! Jeśli ktokolwiek czyta mojego fanficka - wybaczcie, systematyczność nie jest dla mnie. xd Będę pisała po prostu wtedy, gdy najdzie mnie wena, bo i tak jest Was malutko... A szkoda, bo tym razem serwuję coś naprawdę dobrego - wizję przeszłości Grella według Kastiela, czyli założyciela tego bloga, który z przyczyn osobistych zawiesił swoją działalność. Odkopałam to w Jego starych wiadomościach, bo jest to zbyt genialne, by marnowało się w mojej skrzynce. Miłego czytania. c:
*********************************************************************************************************************************
Czerwony.
Kolor miłości.
Kolor energii.
Kolor... Krwi.
Sześcioletni chłopiec odziedziczył ten kolor włosów po swojej pięknej matce.
Miał dobrych rodziców.
Rodziców, czyli mamę i tatę.
Gdy tej pierwszej zabrakło, zabrakło rodziców, a gdy zabrakło rodziców, zabrakło dobroci.
Pieniądze przeznaczane na wyżywienie i odzież kobiety składały się teraz na alkohol zrozpaczonego ojca.
Alkohol składał się na zwiększenie nerwów.
Nerwów, które trzeba wyładować.
Krew.
Znaczenie purpury, koloru miłości, w oczach Grella Sutlicffa było tylko krwią.
Jak nienawidził ojca. Jak bardzo chciał, by zginął.
Dlaczego On żyje, a matka nie? Dlaczego Bóg jest tak niesprawiedliwy?
Takie myśli nie powinny nawiedzać głowy sześciolatka.
Czy On w ogóle istnieje?
Odpowiedzią była macocha.
Brunetka o bursztynowych oczach.
Odciążała Grella.
Pieniądze na alkohol trzeba było przeznaczyć na Nią.
Ciosy wymierzane w Grella... Na Nią.
O cios za mocno, myślał chłopiec, który jako jedyny prócz ojca znał prawdziwą przyczynę śmierci matki.
Co za strata, myślał, gdy odkrył macochę obściskującą się z innym.
Miał już 14 lat, doskonale wiedział, o co chodzi w tej sytuacji.
Nie przeszkadzało Mu to. Na Jej miejscu też szukałby miłości gdzieś indziej.
Czerwień... U Jego ojca jest tylko krew.
Więc dlaczego kobieta była tak nierozważna, że dała się przyłapać i Jemu?
16 lat. Znowu ciosy przyjmowane tylko na Jego głowę, znowu pieniądze tracone w procentach.
Dosyć.
Koniec tego.
Potrzebował czerwieni.
Skoro nie mógł dostać miłości, skoro energia została Mu niemal całkowicie odebrana, wykorzysta tę resztkę do dostarczenia sobie trzeciego znaczenia czerwieni.
- Czy na pewno?
Głos. Zza Jego pleców. Nawet nie spojrzał za siebie.
- Tak.
Uniósł ostrze.
Zabłysnęło w słabym świetle ognia jarzącego się na stole.
Czerwień.
Tyle znaczeń.
Tylko jedno możliwe w życiu Grella.
I ono zostało wybrane.
Ostrze spowite w czerwieni.
Podłoga spowita w czerwieni.
Przeszyta pierś ojca spowita w czerwieni.
Wolność.
Nie...
Teraz nie będzie wolny.
Nigdy już nie będzie wolny.
- Czy na pewno?
Tym razem odwrócił się i intensywnie wpatrzył w zielono-złote oczy stojącego za Nim mężczyzny.
- Nie.
Poszedł z Nim. Z nieznajomym, który pojawił się znikąd.
I tak nie będzie wolny. I tak nie otrzyma czerwieni, której pożądał.
- Czy na pewno?
Dźwięczały w Jego uszach słowa łysego , wysokiego mężczyzny, który sprowadził Go do tego miejsca.
Nie było tu czerwieni.
Był czarny, biały, złoty i zielony.
Był wyjątkiem, na zawsze spowity w czerwieni.
Czerwieni... W jej trzecim znaczeniu.
*********************************************************************************************************************************
PS. Owy łysy mężczyzna to bohater naszego role-playingu. Niestety nie dowiedziałam się, kim dokładnie był - mogę tylko powiedzieć, że to ważny Shinigami, coś jak przywódca wybrany przez lud. .3.
*********************************************************************************************************************************
Czerwony.
Kolor miłości.
Kolor energii.
Kolor... Krwi.
Sześcioletni chłopiec odziedziczył ten kolor włosów po swojej pięknej matce.
Miał dobrych rodziców.
Rodziców, czyli mamę i tatę.
Gdy tej pierwszej zabrakło, zabrakło rodziców, a gdy zabrakło rodziców, zabrakło dobroci.
Pieniądze przeznaczane na wyżywienie i odzież kobiety składały się teraz na alkohol zrozpaczonego ojca.
Alkohol składał się na zwiększenie nerwów.
Nerwów, które trzeba wyładować.
Krew.
Znaczenie purpury, koloru miłości, w oczach Grella Sutlicffa było tylko krwią.
Jak nienawidził ojca. Jak bardzo chciał, by zginął.
Dlaczego On żyje, a matka nie? Dlaczego Bóg jest tak niesprawiedliwy?
Takie myśli nie powinny nawiedzać głowy sześciolatka.
Czy On w ogóle istnieje?
Odpowiedzią była macocha.
Brunetka o bursztynowych oczach.
Odciążała Grella.
Pieniądze na alkohol trzeba było przeznaczyć na Nią.
Ciosy wymierzane w Grella... Na Nią.
O cios za mocno, myślał chłopiec, który jako jedyny prócz ojca znał prawdziwą przyczynę śmierci matki.
Co za strata, myślał, gdy odkrył macochę obściskującą się z innym.
Miał już 14 lat, doskonale wiedział, o co chodzi w tej sytuacji.
Nie przeszkadzało Mu to. Na Jej miejscu też szukałby miłości gdzieś indziej.
Czerwień... U Jego ojca jest tylko krew.
Więc dlaczego kobieta była tak nierozważna, że dała się przyłapać i Jemu?
16 lat. Znowu ciosy przyjmowane tylko na Jego głowę, znowu pieniądze tracone w procentach.
Dosyć.
Koniec tego.
Potrzebował czerwieni.
Skoro nie mógł dostać miłości, skoro energia została Mu niemal całkowicie odebrana, wykorzysta tę resztkę do dostarczenia sobie trzeciego znaczenia czerwieni.
- Czy na pewno?
Głos. Zza Jego pleców. Nawet nie spojrzał za siebie.
- Tak.
Uniósł ostrze.
Zabłysnęło w słabym świetle ognia jarzącego się na stole.
Czerwień.
Tyle znaczeń.
Tylko jedno możliwe w życiu Grella.
I ono zostało wybrane.
Ostrze spowite w czerwieni.
Podłoga spowita w czerwieni.
Przeszyta pierś ojca spowita w czerwieni.
Wolność.
Nie...
Teraz nie będzie wolny.
Nigdy już nie będzie wolny.
- Czy na pewno?
Tym razem odwrócił się i intensywnie wpatrzył w zielono-złote oczy stojącego za Nim mężczyzny.
- Nie.
Poszedł z Nim. Z nieznajomym, który pojawił się znikąd.
I tak nie będzie wolny. I tak nie otrzyma czerwieni, której pożądał.
- Czy na pewno?
Dźwięczały w Jego uszach słowa łysego , wysokiego mężczyzny, który sprowadził Go do tego miejsca.
Nie było tu czerwieni.
Był czarny, biały, złoty i zielony.
Był wyjątkiem, na zawsze spowity w czerwieni.
Czerwieni... W jej trzecim znaczeniu.
*********************************************************************************************************************************
PS. Owy łysy mężczyzna to bohater naszego role-playingu. Niestety nie dowiedziałam się, kim dokładnie był - mogę tylko powiedzieć, że to ważny Shinigami, coś jak przywódca wybrany przez lud. .3.
piątek, 31 stycznia 2014
Rozdział 2 - Zmienny i niezmienny
Eric nie pomylił się. Właściwie było to oczywiste. Czerwonowłosy Shinigami, po wypełnieniu wszystkich dokumentów, w podskokach gnał do gabinetu swego przełożonego. Który to już wiek przybiegał do niego, by po raz kolejny wyznawać mu uczucia co drugie zdanie? Który to wiek kończy się na tym, że wylatuje na zbity pysk? Pomimo niemiłych wrażeń, dzień w dzień robił to samo. Jak inaczej miał pokazać, że kocha go ponad życie? A przede wszystkim, że kocha tylko jego? Przecież nic nie czuł do Sebastiana, którym zawsze bronił się brunet... Ich relacje polegały raczej na fanka-idol, nic więcej. Dlaczego jego jedyna miłość nie może tego zrozumieć?...
Jego rozmyślania przerwało zderzenie z drzwiami, które brutalnie przywróciło go do rzeczywistości. Westchnął ciężko i zapukał do nich.
- Proszę. - Jak zawsze przeszły go ciarki, gdy usłyszał ten nie wyrażający jakichkolwiek uczuć głos. Z wiecznym przestrachem wszedł do pomieszczenia. Kiedy jednak ujrzał bladą twarz Inspektora oświetloną blaskiem lampy biurkowej, od razu zrobił się weselszy.
- Dob~ry wie~czór~! - Zawołał radośnie, uwieszając się na oparciu fotela zajętego przez Williama. - Co tam robisz, mój pracoholiku~?
- Dob... ''Mój'' ? Doprawdy, skończ wreszcie... - Spears poprawił okulary i obrócił fotel w stronę Grella, głównie po to, by go zrzucić. - Czego chcesz?
- Ahh, nic takieegoo.~ Chciałam tylko ujrzeć twoją śliczną twaa... - Cios w splot słoneczny musiał przerwać jego wypowiedź. - Ałł...
- W takim razie możesz już wyjść.
- Ale...!
- Zobaczyłeś mnie już. Wracaj do pracy. - Z powrotem odwrócił fotel do burka.
- Rzecz w tym, że już skończyłam! - Czerwonowłosy rzucił przełożonemu plik wypełnionych dokumentów. - Dlaczego nie chcesz spędzić ze mną choć chwili?! - Nieświadomie zaczął krzyczeć na swojego współpracownika o wyższym stanowisku.
- Uspokój się, Sutcliff... - William podniósł na niego przeszywający wzrok, przed którym uciekają wszyscy nowicjusze. Również na Grella wywierał spory wpływ.
- Dlaczego?! Dlaczego po tych wszystkich latach nadal mnie ignorujesz? Mówiłeś przecież, że... Że... - Poczuł, jak do oczu napływają mu łzy.
- Że odwzajemniam twoje uczucia? Po pierwsze, mówiłem to wieki temu, gdy nie miałem pojęcia o twoich prawdziwych intencjach, a po drugie... Wyimaginowałeś sobie te ''uczucia''. - Dokończył bez ogródek, nie zmieniając nawet beznamiętnego tonu głosu.
- Wy... Wyimaginowałam?... Kiedy ja naprawdę cię...!
- Ilu osobom w jednym czasie próbujesz to wmówić? - Charakterystycznie dla siebie uniósł brew, przyglądając się rozmówcy.
- Tylko tobie! Może i zachowuję się niestosownie wobec niektórych, ale jeszcze nikomu prócz tobie nie mówiłam, że go kocham! - Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, a głos łamać się.
Brunet westchnął i podał mu chusteczkę, którą ten z chęcią przyjął.
- Ile razy jeszcze przeprowadzimy tę rozmowę?... Nie szkoda ci oczu?
- N-Nie... Nie przestanę, póki mi nie uwierzysz... Will...
- Wierzysz, że to się kiedykolwiek stanie?
- Oczywiście. - Powiedział pewniej niż kiedykolwiek, patrząc prosto w oczy ukochanego.
- Eh. - Znów westchnął. - Nadzieja matką głupich...
- Nadzieja umiera ostatnia! - Spróbował się odgryźć, jednak zaraz wymyślił coś lepszego. - A poza tym, mimo wszystko jestem mężczyzną, więc nie będę niczyją matką~! Chociaż bardzo bym chciał spłodzić twoje... Ah! Rozgadałam się! Nie chcę znów oberwać od takiego mięśniaka. - Pstryknął go w nos i zachichotał.
- Masz... Bardzo zmienny nastrój. - Odsunął się nieco i ponownie poprawił okulary.
- Za to ty jesteś niezmiennie przystojny! -Znów się zaśmiał i puścił mu oczko, na co ten odpowiedział skrzywieniem się. - Do jak najszybszego ponownego spotkania, kochany~! - Teatralnie zagarnął włosy na plecy i radośnie wybiegł z gabinetu. Tamten jedynie znów westchnął.
Tak wyglądał niemalże każdy wieczór czerwonowłosego. Do czasu...
*********************************************************************************************************************************
Rozdział pisany na szybko i byle jak, więc przepraszam za ewentualne błędy, których unikam jak ognia. ;d Postaram się dodawać post w każdy weekend. Mam nadzieję, że nie było najgorzej. ^^'' Pozdrawiam. :3
Jego rozmyślania przerwało zderzenie z drzwiami, które brutalnie przywróciło go do rzeczywistości. Westchnął ciężko i zapukał do nich.
- Proszę. - Jak zawsze przeszły go ciarki, gdy usłyszał ten nie wyrażający jakichkolwiek uczuć głos. Z wiecznym przestrachem wszedł do pomieszczenia. Kiedy jednak ujrzał bladą twarz Inspektora oświetloną blaskiem lampy biurkowej, od razu zrobił się weselszy.
- Dob~ry wie~czór~! - Zawołał radośnie, uwieszając się na oparciu fotela zajętego przez Williama. - Co tam robisz, mój pracoholiku~?
- Dob... ''Mój'' ? Doprawdy, skończ wreszcie... - Spears poprawił okulary i obrócił fotel w stronę Grella, głównie po to, by go zrzucić. - Czego chcesz?
- Ahh, nic takieegoo.~ Chciałam tylko ujrzeć twoją śliczną twaa... - Cios w splot słoneczny musiał przerwać jego wypowiedź. - Ałł...
- W takim razie możesz już wyjść.
- Ale...!
- Zobaczyłeś mnie już. Wracaj do pracy. - Z powrotem odwrócił fotel do burka.
- Rzecz w tym, że już skończyłam! - Czerwonowłosy rzucił przełożonemu plik wypełnionych dokumentów. - Dlaczego nie chcesz spędzić ze mną choć chwili?! - Nieświadomie zaczął krzyczeć na swojego współpracownika o wyższym stanowisku.
- Uspokój się, Sutcliff... - William podniósł na niego przeszywający wzrok, przed którym uciekają wszyscy nowicjusze. Również na Grella wywierał spory wpływ.
- Dlaczego?! Dlaczego po tych wszystkich latach nadal mnie ignorujesz? Mówiłeś przecież, że... Że... - Poczuł, jak do oczu napływają mu łzy.
- Że odwzajemniam twoje uczucia? Po pierwsze, mówiłem to wieki temu, gdy nie miałem pojęcia o twoich prawdziwych intencjach, a po drugie... Wyimaginowałeś sobie te ''uczucia''. - Dokończył bez ogródek, nie zmieniając nawet beznamiętnego tonu głosu.
- Wy... Wyimaginowałam?... Kiedy ja naprawdę cię...!
- Ilu osobom w jednym czasie próbujesz to wmówić? - Charakterystycznie dla siebie uniósł brew, przyglądając się rozmówcy.
- Tylko tobie! Może i zachowuję się niestosownie wobec niektórych, ale jeszcze nikomu prócz tobie nie mówiłam, że go kocham! - Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, a głos łamać się.
Brunet westchnął i podał mu chusteczkę, którą ten z chęcią przyjął.
- Ile razy jeszcze przeprowadzimy tę rozmowę?... Nie szkoda ci oczu?
- N-Nie... Nie przestanę, póki mi nie uwierzysz... Will...
- Wierzysz, że to się kiedykolwiek stanie?
- Oczywiście. - Powiedział pewniej niż kiedykolwiek, patrząc prosto w oczy ukochanego.
- Eh. - Znów westchnął. - Nadzieja matką głupich...
- Nadzieja umiera ostatnia! - Spróbował się odgryźć, jednak zaraz wymyślił coś lepszego. - A poza tym, mimo wszystko jestem mężczyzną, więc nie będę niczyją matką~! Chociaż bardzo bym chciał spłodzić twoje... Ah! Rozgadałam się! Nie chcę znów oberwać od takiego mięśniaka. - Pstryknął go w nos i zachichotał.
- Masz... Bardzo zmienny nastrój. - Odsunął się nieco i ponownie poprawił okulary.
- Za to ty jesteś niezmiennie przystojny! -Znów się zaśmiał i puścił mu oczko, na co ten odpowiedział skrzywieniem się. - Do jak najszybszego ponownego spotkania, kochany~! - Teatralnie zagarnął włosy na plecy i radośnie wybiegł z gabinetu. Tamten jedynie znów westchnął.
Tak wyglądał niemalże każdy wieczór czerwonowłosego. Do czasu...
*********************************************************************************************************************************
Rozdział pisany na szybko i byle jak, więc przepraszam za ewentualne błędy, których unikam jak ognia. ;d Postaram się dodawać post w każdy weekend. Mam nadzieję, że nie było najgorzej. ^^'' Pozdrawiam. :3
piątek, 24 stycznia 2014
Rozdział 1 - ''Financial Times''
Konichiwa. Blog znowu zakurzony, więc przybyłam go ogarnąć. Postanowiłam, że będę kontynuowała fanficka... Nawet, jeśli nikt nie będzie tego czytał, po prostu zbiorę myśli i przeleję na klawiaturę, by nie uciekły. Miłego czytania.
*********************************************************************************************************************************
- Phantomhive.
Blondyn uniósł wzrok znad gazety, słysząc znajome nazwisko.
- Naprawdę?... Ha, nawet po nim nie spodziewałbym się czegoś podobnego!
Upił ostatni łyk piwa, zapłacił za rachunek i zaczął obserwować dyskutujących żywo mężczyzn, z których jeden wspomniał o Phantomhive'ie.
Zdaje się, że poczuli jego wzrok na swoich plecach, ściszyli więc głos do szeptu.
To jednak nie wystarczy, by ciekawski blondyn stracił zainteresowanie.
Podniósł się z miejsca i ruszył w ich stronę. Szczęśliwie się złożyło, że tuż za ich stolikiem były drzwi do toalety, nie mogli więc go o nic posądzić.
- Nie dość, że potężna firma Funtom była kierowana przez trzynastolatka, to jeszcze to...!
Zerknął w stronę pisma trzymanego przez najwięcej mówiącego z nich. ''Financial Times''. Jedna z nowszych gazet, pisząca przede wszystkim o gospodarce i finansach. Mężczyzna udał się do łazienki, by potwierdzić swoje ''alibi'', po czym opuścił lokal. Musiał kupić najnowsze wydanie ''Financial Times''...
- Slingby, do diaska!
Głos przełożonego obudził blondyna.
- To nie czas na sen, Slingby. Doprawdy, a myślałem, że jesteś porządniejszy...
- P-Przepraszam, Inspektorze Spears! - Mężczyzna schował szybko ''Financial Times'', by brunet nie przyłapał go na olewaniu wykładu. Chociaż właściwie i tak go nakrył na spaniu...
- Mam nadzieję, że cokolwiek usłyszałeś. Doprawdy... Chyba nie mam wyboru i znów przydzielę ci Alana. Tylko na jego wykładach nie śpisz.
Blondyn zaczerwienił się lekko i uśmiechnął promiennie.
- Ależ Inspektorze, to będzie wynagrodzenie, a nie kara! - Zawołał wesoło.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale tylko to skutkuje... Do widzenia, panie Slingby.
- Do widzenia, Inspektorze! - Uradowany wybiegł z sali i pognał przed siebie. Zatrzymał się przed drzwiami z tabliczką ''Podinspektor Alan Humphries'' i, uśmiechając się, zapukał do nich.
- Proszę! - Usłyszał ciepły głos, przez który zawsze przebiegają go dreszcze. Wszedł do gabinetu i ukłonił się lekko.
- Hej, Podinspektorze. - Wciąż się uśmiechając podszedł do krzesła, na którym siedział lokator.
- Eric! - Alan ucieszył się na jego widok, chociaż może nie aż tak, jak Slingby na jego. - Pan William już skończył?
- Taa... Powiedział, że może cię do mnie przydzieli na stałe. - Odpowiedział, niby obojętnie.
- Ah tak? To w porządku. - Szatyn uniósł lekko kąciki ust i wrócił do wypełniania dokumentów.
Na twarzy blondyna pojawił się grymas. ''Co to za reakcja? W ogóle go to nie obchodzi? Czy on mnie właśnie kulturalnie olał?'', pytał siebie, przyglądając się pracy Humphriesa. Ten podniósł na niego wzrok.
- Chciałeś coś jeszcze? - Spytał, jakby formalnie. - Wybacz, ale ma sporo roboty...
- Nie... Skoro jesteś zajęty, to nie będę ci przeszkadzał. - Niechętnie się uśmiechnął i szybkim krokiem udał w stronę drzwi.
- Eric?...
Zaraz po wyjściu oparł się o ścianę i zsunął po niej. Westchnął ciężko.
''Dlaczego tak mnie traktuje?...''
Nagle za rogiem przemknęło coś czerwonego, co natychmiast przyciągnęło jego uwagę.
''Grell?'', zastanawiał się, nie ruszając się z miejsca. ''Co on tu robi? Przecież są tu tylko gabinety wyższych stanowisk i Rady...''. Zaśmiał się. ''Czyżby wyruszył na łowy? Oj, panie Spears... Moje kondolencje''. Wstał i, nadal chichocząc, udał się w stronę swojego pokoju. Jemu łowy nie wyszły...
Rzucił się na łóżko i wyjął z torby najnowsze wydanie ''Financial Times''. Szybko je kartkując, natrafił na interesujący go artykuł - ''Nieletni właściciel Funtom Company uznany za zaginionego''.
*********************************************************************************************************************************
Znów króciutko, wiem, miało tak być. Od dzisiaj postaram się częściej wstawiać posty, ale krótkie właśnie. Tak jak wspominałam, jest to opowiadanie shonen-ai, więc ci, którzy liczą na yaoi, przeliczają się - nienawidzę tego gatunku. Mam nadzieję, że nie było źle... Pozdrawiam. :3
*********************************************************************************************************************************
- Phantomhive.
Blondyn uniósł wzrok znad gazety, słysząc znajome nazwisko.
- Naprawdę?... Ha, nawet po nim nie spodziewałbym się czegoś podobnego!
Upił ostatni łyk piwa, zapłacił za rachunek i zaczął obserwować dyskutujących żywo mężczyzn, z których jeden wspomniał o Phantomhive'ie.
Zdaje się, że poczuli jego wzrok na swoich plecach, ściszyli więc głos do szeptu.
To jednak nie wystarczy, by ciekawski blondyn stracił zainteresowanie.
Podniósł się z miejsca i ruszył w ich stronę. Szczęśliwie się złożyło, że tuż za ich stolikiem były drzwi do toalety, nie mogli więc go o nic posądzić.
- Nie dość, że potężna firma Funtom była kierowana przez trzynastolatka, to jeszcze to...!
Zerknął w stronę pisma trzymanego przez najwięcej mówiącego z nich. ''Financial Times''. Jedna z nowszych gazet, pisząca przede wszystkim o gospodarce i finansach. Mężczyzna udał się do łazienki, by potwierdzić swoje ''alibi'', po czym opuścił lokal. Musiał kupić najnowsze wydanie ''Financial Times''...
- Slingby, do diaska!
Głos przełożonego obudził blondyna.
- To nie czas na sen, Slingby. Doprawdy, a myślałem, że jesteś porządniejszy...
- P-Przepraszam, Inspektorze Spears! - Mężczyzna schował szybko ''Financial Times'', by brunet nie przyłapał go na olewaniu wykładu. Chociaż właściwie i tak go nakrył na spaniu...
- Mam nadzieję, że cokolwiek usłyszałeś. Doprawdy... Chyba nie mam wyboru i znów przydzielę ci Alana. Tylko na jego wykładach nie śpisz.
Blondyn zaczerwienił się lekko i uśmiechnął promiennie.
- Ależ Inspektorze, to będzie wynagrodzenie, a nie kara! - Zawołał wesoło.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale tylko to skutkuje... Do widzenia, panie Slingby.
- Do widzenia, Inspektorze! - Uradowany wybiegł z sali i pognał przed siebie. Zatrzymał się przed drzwiami z tabliczką ''Podinspektor Alan Humphries'' i, uśmiechając się, zapukał do nich.
- Proszę! - Usłyszał ciepły głos, przez który zawsze przebiegają go dreszcze. Wszedł do gabinetu i ukłonił się lekko.
- Hej, Podinspektorze. - Wciąż się uśmiechając podszedł do krzesła, na którym siedział lokator.
- Eric! - Alan ucieszył się na jego widok, chociaż może nie aż tak, jak Slingby na jego. - Pan William już skończył?
- Taa... Powiedział, że może cię do mnie przydzieli na stałe. - Odpowiedział, niby obojętnie.
- Ah tak? To w porządku. - Szatyn uniósł lekko kąciki ust i wrócił do wypełniania dokumentów.
Na twarzy blondyna pojawił się grymas. ''Co to za reakcja? W ogóle go to nie obchodzi? Czy on mnie właśnie kulturalnie olał?'', pytał siebie, przyglądając się pracy Humphriesa. Ten podniósł na niego wzrok.
- Chciałeś coś jeszcze? - Spytał, jakby formalnie. - Wybacz, ale ma sporo roboty...
- Nie... Skoro jesteś zajęty, to nie będę ci przeszkadzał. - Niechętnie się uśmiechnął i szybkim krokiem udał w stronę drzwi.
- Eric?...
Zaraz po wyjściu oparł się o ścianę i zsunął po niej. Westchnął ciężko.
''Dlaczego tak mnie traktuje?...''
Nagle za rogiem przemknęło coś czerwonego, co natychmiast przyciągnęło jego uwagę.
''Grell?'', zastanawiał się, nie ruszając się z miejsca. ''Co on tu robi? Przecież są tu tylko gabinety wyższych stanowisk i Rady...''. Zaśmiał się. ''Czyżby wyruszył na łowy? Oj, panie Spears... Moje kondolencje''. Wstał i, nadal chichocząc, udał się w stronę swojego pokoju. Jemu łowy nie wyszły...
Rzucił się na łóżko i wyjął z torby najnowsze wydanie ''Financial Times''. Szybko je kartkując, natrafił na interesujący go artykuł - ''Nieletni właściciel Funtom Company uznany za zaginionego''.
*********************************************************************************************************************************
Znów króciutko, wiem, miało tak być. Od dzisiaj postaram się częściej wstawiać posty, ale krótkie właśnie. Tak jak wspominałam, jest to opowiadanie shonen-ai, więc ci, którzy liczą na yaoi, przeliczają się - nienawidzę tego gatunku. Mam nadzieję, że nie było źle... Pozdrawiam. :3
Subskrybuj:
Posty (Atom)